W długim terminie dużo zarobić można tylko na spółkach mało płynnych, co utrudnia inwestowanie na alternatywnym rynku systemu obrotu. Trafiają się jednak perełki.
Atrakcyjność NewConnect coraz bardziej doceniają emitenci, którzy szukają łatwego sposobu uzyskania kapitału. Wymogi informacyjne są niewielkie, a procedura wejścia na rynek łatwa. Rok kończy się więc rekordową liczbą debiutantów, która jest dwukrotnie wyższa niż przed 12 miesiącami. Zainteresowanie platformą ze strony spółek nie przekłada się jednak na zainteresowanie inwestorów. Anna Andrzejak, dyrektor departamentu transakcji kapitałowych i nadzoru właścicielskiego ORK BZ WBK, podkreśla, że brak płynności jest szczególnie dotkliwy dla dużych akcjonariuszy. Fundusze nie mają możliwości swobodnego wycofywania kapitału przy wzmożonych umorzeniach klientów. Stąd kolejny problem: brak istotnego udziału inwestorów instytucjonalnych, których NewConnect bardzo potrzebuje.
Ilość nie znaczy jakość
Od początku roku do 20 grudnia na alternatywnym rynku giełdowym zadebiutowały 164 spółki. Pierwszego dnia notowań można było zarobić na 116. To niezły wynik, ale tylko w krótkim terminie. W grudniu na plusie pozostało już tylko 45 spółek, a na 107 można było stracić ponad 50 proc. Akcje styczniowych debiutantów Balticona i Nemeksu są warte po 93 proc. mniej. Wycenie spółek nie sprzyja niska płynność. Na połowie średnia wartość obrotów wynosi niecałe 15 tys. zł, kształtowanie kursów może być więc w dużym stopniu przypadkowe.
Problem niskiej płynności dotyczy nie tylko spółek, które trafiły do obrotu w tym roku. Z 345 firm notowanych na NewConnect aż 287 jest na minusie, a na prawie 230 średnia wartość obrotów nie przekracza 20 tys. zł. Niskie wyceny to efekt kiepskiej koniunktury. W tym roku WIG i WIG20 straciły ponad 20 proc., ale NCIndex aż 37 proc. Gorzej od wskaźnika rynku NewConnect zachowało się prawie 200 emitentów.
Więcej: newconnect.pb.pl
Opracowanie: