Pojawienie się znanego inwestora w akcjonariacie spółki sprawia, że jej akcje momentalnie drożeją. Mimo, że najczęściej jest to wzrost krótkoterminowy, niektóre nazwiska działają na drobnych inwestorów jak magnes. Czy ta gra jest jednak warta świeczki?
Jednym z najbardziej znanych i najchętniej naśladowanych inwestorów jest Warren Buffett, zwany „Wyrocznią z Omaha”. Kiedy pojawia się w akcjonariacie, kurs spółki szybuje – jego ruchy kopiuje bowiem wielu graczy. Buffett jest zwolennikiem inwestowania „w wartość”, co może tłumaczyć osiąganie korzyści także w długim okresie. Jednakże nawet gra pod jego nazwisko nie gwarantuje sukcesu – analizy przeprowadzone przez CVO Advisory ujawniły, że w latach 2005-2012 prognozy Buffetta sprawdzały się w mniej niż 50% przypadków.
Kolejną strategią jest naśladowanie insiderów, czyli osób posiadających dostęp do poufnych informacji. Drobni inwestorzy często kopiują ich ruchy licząc, że dysponują oni wiedzą kiedy warto kupować, a kiedy sprzedawać akcje spółki, którą zarządzają. Czy jest to uzasadnione założenie? Nawet prezesi spółek nie zawsze wiedzą, jaka będzie przyszłość ich firmy. Dodatkowo, prawdziwy obraz sytuacji zacierają często programy akcji pracowniczych (opcji menedżerskich). Niezależnie od tego, czy inwestor naśladuje giełdowego guru czy też członka zarządu małej spółki, lokowanie kapitału bez przeanalizowania sytuacji podmiotu czy zapoznania się z jego sprawozdaniami finansowymi trudno nazwać inwestowaniem. Nie należy także zapominać, że znani inwestorzy kierują się zasadą dywersyfikacji portfela, zmniejszając tym samym ponoszone ryzyko – dysponujący zwykle sporo mniejszym kapitałem naśladowcy skupiają się zaś często na jednym podmiocie i tym samym wiele ryzykują.
Nawet jeśli inwestor jest zdecydowany realizować strategię „pod nazwisko”, nie powinien całkowicie polegać na ruchach innego gracza. Struktura akcjonariatu może być ważną informacją, ale przed wejściem do spółki należy poświęcić czas na przeprowadzenie przynajmniej elementarnych analiz. Na co zwracać uwagę? Przede wszystkim na sytuację wewnętrzną podmiotu, szczególnie finansową – generowane zyski i przepływy pieniężne, a także wielkość i rodzaj zadłużenia. Warto także rozeznać się w otoczeniu biznesowym firmy – sprawdzić koniunkturę i konkurencję w branży. Analizowany powinien być wreszcie sam akcjonariat – nie tylko pod kątem znanego nazwiska, ale przede wszystkim struktury udziałowców. Obecność inwestorów instytucjonalnych oznacza zwykle, że spółka została już poddana analizie i został w niej dostrzeżony potencjał; inwestor strategiczny zwiększa zaś szanse rozwoju spółki w skali międzynarodowej.
Podsumowując, należy pamiętać, że znani inwestorzy dysponują zwykle nieporównywalnie większymi środkami niż naśladujący ich drobni gracze. Obierając strategię „pod nazwisko” można osiągnąć sukces, jednak bez zadania sobie trudu analizy podmiotu, w który lokuje się kapitał, trudno mówić o prawdziwym inwestowaniu. W związku z tym, w przypadku porażki można mieć pretensje tylko do siebie.
Opracowanie: