Nie wiem jakim cudem mają się udawać aktualnie oferty private placement. W dzisiejszych czasach i przy obowiązujących regulacjach dowiedzenie się czegokolwiek o spółce i o ofercie, przed zadeklarowaniem ewentualnego zainteresowania - graniczy z cudem.
Nie wiem, czy Państwo brali udział ostatnio w jakiejś ofercie private placement, ale w dzisiejszych czasach wygląda to mniej więcej tak, żeby dowiedzieć się jaki jest najważniejszy parametr oferty obligacji, czyli oprocentowanie należy wpierw zadeklarować ile chce się na taką inwestycję wyłożyć. A skąd niby inwestor ma wiedzieć, skoro nie zna wszystkich szczegółów? Nie wiem jakim cudem inwestorzy mają stwierdzić, czy ta oferta jest atrakcyjna, czy nie, skoro nie można poznać kluczowego parametru, czyli oprocentowania obligacji.
Dochodzi do absurdalnej sytuacji, że aby się jednak dowiedzieć ostatecznie wszystkiego i móc ocenić atrakcyjność inwestycji, należy wpierw zadeklarować kwotę, którą chce się przeznaczyć na tę inwestycję. Widzicie Państwo ten paradoks? Zasadniczo najpierw powinna być oferta, potem ocena tej oferty na podstawie wszystkich danych, a na samym końcu decyzja inwestycyjna. A nie na odwrót. Ok, inwestor, niezobowiązująco może wyrazić zainteresowanie (lub jak kto woli udać zainteresowanie), aby wyciągnąć od autoryzowanego doradcy kluczowe parametry oferty i potem się z tego wycofać. Tylko czy oto w tym wszystkim chodzi?
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że taki obrót sprawy nie wynika ze złej woli autoryzowanego doradcy, który chce utajnić jakieś dane. Nic podobnego. Przecież on chce, działając w imieniu swojego klienta, sprzedać te obligacje. A więc, przynajmniej teoretycznie powinien w atrakcyjny sposób przedstawić inwestorom komplet informacji. Niestety autoryzowany doradca musi działać zgodnie z prawem, które obecnie zabrania niemalże wszystkiego. Dochodzi do sytuacji odwrotnej, w której to inwestor musi być już solidnie zdeterminowany, żeby dowiedzieć się wszystkiego o danej ofercie. Paranoja.
Nie wiem czy intencją ustawodawcy, który ograniczył do 149 liczbę podmiotów, którym może zostać przedstawiona oferta prywatna, była taka ciuciubabka. Domyślam się, że intencją było jednak to, aby faktycznie nie ogłaszać wszystkich możliwych szczegółów publicznie, nie reklamować nachalnie oferty, nie wysyłać mailingów do szerokiej rzeszy inwestorów ze wszystkimi szczegółami oferty. To nie byłby wówczas private placement, tylko zwykłe IPO, które jak wiemy jest obostrzone trochę innymi przepisami.
Ale czy naprawdę nie można posłać w świat informacji, że autoryzowany doradca planuje ofertę prywatną spółki z konkretnej branży i bardzo ramowe parametry tej oferty? I już potem zainteresowanym osobom w prywatnych rozmowach jednak przedstawiać od razu wszystkie szczegóły? Zgodnie z obowiązującym prawem okazuje się, że niestety nie można.
Ciemno widzę w dłuższym terminie przyszłość kolejnych takich ofert na NewConnect i Catalyst, jak to inwestorzy będą musieli ciągnąć za język autoryzowanych doradców. Taki stan rzeczy prędzej czy później odbije się na kondycji całego rynku. Inwestorzy nie będą mieli ochoty bawić się w chowanego z autoryzowanymi doradcami i pójdą tam, gdzie pozyskanie informacji nie będzie wymagało od nich ponadprzeciętnego zaangażowania.
Opracowanie: