Rząd traktuje rynek kapitałowy jak cytrynę - wycisnąć do ostatniej kropli, a potem wyrzucić. Perspektywicznego myślenia w długim horyzoncie niestety nie widać.
Czasami odnoszę wrażenie, że rząd traktuje rynek kapitałowy jak zabawkę, którą można się chwilę pobawić, a następnie wyrzucić. Są oczywiście momenty poważnego traktowania. Najczęściej były to te okresy, w których były przeprowadzane duże prywatyzacje. Giełda była świetnym narzędziem w momencie sprzedaży akcji banków, spółek energetycznych, kopalni, itd. Wówczas to rząd odczuwał natychmiastową, bardzo namacalną korzyść, czyli konkretny i zauważalny wpływ do budżetu. Była to jednak korzyść chwilowa.
Wyciśnięce maksimum z KGHM-u
Wraz jednak z końcem ery wielkich prywatyzacji rynek kapitałowy wręcz zaczyna ciążyć Skarbowi Państwa. Po zainkasowaniu właściwej kwoty nagle się okazuje, że byt spółki na giełdzie nie jest już tak wygodny. W spółkach pojawili się dodatkowi akcjonariusze, trzeba się z nimi komunikować, liczyć z ich zdaniem, a co gorsza wypłacać im dywidendę. Na malejącą dywidendę z KGHM-u Skarb Państwa znalazł sposób - wprowadził podatek od kopalin. Donald Tusk zrobił to z gracją słonia w składzie porcelany podczas swojego expose w środku sesji giełdowej.
OFE przestają być potrzebne
Kolejnym problemem stały się OFE. Były one znakomitym odbiorcą ofert prowadzonych podczas IPO. Po ich zakończeniu okazało się, że już nikomu nie są potrzebne, a powodują jedynie powiększanie się dziury w ZUS-ie. Jaka decyzja? Zlikwidować! Oczywiście tak po prostu zlikwidować się nie da. Więc co zrobiono? Przeprowadzono „reformę”, która polegała na tym, że najpierw znacjonalizowano część obligacyjną, a następnie każe się obywatelom wybierać OFE czy ZUS z domyślnością po stronie ZUS-u. Nie mam żadnych wątpliwości, że po takiej operacji pacjent, czyli OFE, umrze.
Pozostali akcjonariusze w spółkach z dominującą pozycją skarbu państwa przeszkadzają
I w końcu przykład z ostatnich dni, czyli kompromitująca wypowiedź premiera o tym, że spółki giełdowe nie mogą być nastawione tylko na realizację zysku, tylko mają realizować strategię państwa. Ciężko uwierzyć, że takie zdanie zostało publicznie wypowiedziane na serio. Jest pewna metoda, która upoważnia do takiego działania. Należy wpierw skupić 100% akcji z rynku, a będąc jedynym właścicielem można już robić co się rzewnie podoba. Nawet można doprowadzić do bankructwa spółki i nikt słówkiem nie piśnie. Tymczasem jednak spółki notowane na giełdzie mają realizować jedyny cel, dla którego istnieją, czyli maksymalizować wartość dla akcjonariuszy. Tu należy dobitnie podkreślić - wszystkich akcjonariuszy. Jakiekolwiek czynności, które powodują to, że działa się z korzyścią dla jednego akcjonariusza, a na szkodę spółki i pozostałych inwestorów są niedozwolone prawem i są karalne. Nie wiem, czy premier Tusk jest w ogóle świadomy panującego w Polsce prawa. Mam wrażenie, że tego stanowiącego regulacje rynku kapitałowego chyba nie bardzo.
Niezrozumienie i celowa dyskredytacja
Widać ewidentnie, że w sferach rządzących panuje ewidentne niezrozumienie mechanizmów rynku kapitałowego. Nie ma żadnej świadomości tego, że sprawnie funkcjonująca giełda, możliwość szybkiego i efektywnego pozyskania kapitału jest sercem polskiej gospodarki. Kiedy ktoś w końcu to zrozumie?
Podejrzewam nawet coś przeciwnego. Otóż chłodna kalkulacja polityczna powoduje to, że nie jest dobrze widziane publiczne pozytywne wyrażanie się o giełdzie, inwestorach, itd. Ta tematyka jest kojarzona w społeczeństwie polskim raczej podejrzliwie, a wypowiedzi premiera o „ryzykownej grze giełdowej” zamiast inwestowania na giełdzie, tylko ten negatywny stereotyp pogłębiają.
Opracowanie: