© rufar - Fotolia.com
Do 31 lipca można było składać tzw. „deklaracje OFE”. Według wstępnych szacunków w OFE pozostało około 1,7 mln osób. Wynik, w kontekście tego jak szły te zapisy przez ostatnie miesiące (a szły jak krew z nosa), wydaje się rewelacyjny.
Oczywiście zadziałał tu efekt kotwiczenia. Gdyby ktoś nam powiedział pół roku temu, że taki będzie wynik, wszyscy zgodnie zakrzyknęlibyśmy, że to dramat zwiastujący koniec OFE. Ale jak w kwietniu tego roku przystąpiło do OFE raptem niecałe 40 tysięcy osób, to zaczęliśmy się spodziewać ogólnego wyniku na poziomie 500–600 tysięcy. Aż tu nagle 1,7 mln! Bomba! Rewelacyjny wynik, wobec wieszczonych wcześniej 500 tysięcy. Na tym przykładzie widać jak to się pięknie z czasem zmienia perspektywa i oczekiwania.
Uświadommy sobie jednak, że 1,7 mln osób, to zaledwie około 11% wszystkich uprawnionych. Przyszedł zatem czas wystawiania ocen. A tego egzaminu ze świadomości ekonomicznej, rozróżniania prawdziwych pieniędzy od zapisów w bazie danych nie zdaliśmy. No może na mierną.
Cały czas biadolimy, że mamy mało pieniędzy. Spoglądamy z zazdrością na bogate społeczeństwa zachodnie, ale nie robimy nic, aby im dorównać. Nie potrafimy oszczędzać pieniędzy, podejmować jakichkolwiek decyzji o swojej przyszłości ekonomicznej, tylko dalej biernie akceptujemy kolejne rozwiązania podsuwane nam przez kolejne ekipy rządzące, których celem wcale nie jest złota przyszłość polskiego emeryta, tylko raczej troska o kolejny wynik wyborczy.
Być może wybór tutaj był czysto symboliczny, bo dla wielu osób różnica między emeryturą tylko z ZUS, a z ZUS i OFE może być znikoma. Nie o to tutaj chodziło. Chodziło o wybór między wirtualnym zapisem w bazie danych ZUS-u, a prawdziwymi pieniędzmi w OFE. O wybór między trwaniem na łasce rządu, a pójściem choć trochę na swoje. Chodziło o jakąkolwiek aktywność i zainteresowanie się swoją przyszłością. Ja wiem, że ta różnica to nie są jakieś wielkie pieniądze, a mechanizm „suwaka” dodatkowo tę granicę zaciera.
Nie zapisaliśmy do OFE, bo... deszcz padał, a poczta była za daleko
Żeby była jasność, nie potępiam tu osób, które świadomie wybrały ZUS, dokonały, choćby pobieżnej analizy obydwu rozwiązań, przeczytały choć jedną z licznych analiz typu „5 argumentów za OFE i za ZUS” i wybrały ZUS. Ok, świadomą decyzję zawsze należy uszanować. Resztki włosów natomiast jeżą mi się na głowie jak widzę postawę bierności, a będąc precyzyjnym skrajnego lenistwa, przejawiającą się takimi tłumaczeniami dlaczego nic nie zrobili i tym samym wybrali ZUS - mam za daleko na pocztę, nie wiem jakie dokumenty trzeba wypełnić, muszę psa w tym czasie wyprowadzić, pada więc nie pójdę, chciałem pójść, ale już ZUS zamknięty (4 miesiące na to było!!!), a w ogóle to wszystko jedno, bo na pewno wszyscy to złodzieje i co za różnica, czy te pieniądze przeżre ZUS, czy jacyś oszuści na giełdzie. Jak czytam takie wypowiedzi, czasami zwykłych ludzi, a czasami niestety poważnych osób publicznych, to tracę resztę nadziei, że jakakolwiek edukacja ekonomiczna w Polsce ma jeszcze sens.
Jednym słowem mierny z ekonomii i z rozróżniania własności prywatnej od państwowej, a z postawy obywatelskiej to już lufa z wykrzyknikiem.
Więcej:
Update (20 sierpnia 2014 r.):
Do 31 lipca 2014 r. do OFE zapisało się 2,5 mln osób.
Opracowanie: