Ludzie nauczyli się jak szanować pieniądze, ale wciąż nie nauczyli się jak szanować siebie. Tymczasem pieniądze, które sami stworzyliśmy, nic bez człowieka nie znaczą. To nieco filozoficzne zdanie w gruncie rzeczy zawiera – poza pewnym moralnym przesłaniem – klucz do zrozumienia większości zmian, jakie zachodzą w biznesie.
Być może pieniądz – taki, jaki znamy dziś – przestanie kiedyś zupełnie istnieć. Nie wiemy kiedy to nastąpi i czy w ogóle, ani też co go może zastąpić. Jednak wiemy, że świat zmienia się przez ludzi i dla ludzi.
Jesteśmy tymi, którzy w bardziej lub mniej odpowiedzialny sposób tworzą wspólną rzeczywistość i jedną cywilizację. Nasze przemiany i potrzeby kreują rzeczywistość bardziej dynamicznie niż nam się wydaje. Człowiek jest naturalnym napędem świata. Wiedzą o tym eksperci od psychologii, socjologii, ekonomii, wiedzą o tym również ci, którzy uważnie śledzą dane demograficzne. Ktoś powie – to tylko liczby. Tak, ale ile te liczby potrafią o nas powiedzieć?!
Można ładnie zauważyć, że demografia zajmuje się powstawaniem, życiem i przemijaniem społeczności ludzkiej. Temat rzeka. Lecz podobnie jak rzeka, życie ludzi ma swój początek i koniec, ma również swój nurt, bieg, wytycza kierunek, zmienia położenie, kształtuje otoczenie, czasem wylewa z brzegów, a czasem ulega suszom. Demografia – opisując rzeczywistość – daje również ważne wskazówki, które z jednej strony pomagają rozumieć zmiany, a z drugiej pozwalają planować, rozwijać lub przystosowywać wszelkie formy naszej aktywności do aktualnych lub przyszłych potrzeb.
Demografię uwielbia polityka, uwielbia ją i biznes. Coraz trudniej wyobrazić sobie jakąkolwiek poważną strategię bez uwzględnienia danych demograficznych, badań społecznych, dialogu. Słuchanie i rozumienie otoczenia to dziś podstawa kampanii politycznych, a także polityki inwestycyjnej dużych organizacji. Przez lata w strategiach marketingowych dominował pogląd, że należy - trochę bez liczenia się ze zdaniem konsumenta – „wzbudzić na coś apetyt”, należy „wykreować potrzebę”. Dziś – choć nie jest to postawa powszechna – marketingowcy coraz częściej zamiast „przekonywać” wolą „wypracowywać”, zamiast „wmawiać”, chcą „słuchać i rozumieć”. Zmienia się również język wielu organizacji, co widać na przykład w podejściu do „problemu”. Jego się kiedyś „pokonywało”, z nim się „walczyło”, trzeba było się z nim „skonfrontować”. Dziś nie trzeba. Coraz częściej mówi się, że należy coś „wypracować”, „przepracować”, „wspólnie stworzyć”. Retoryka wojny i konfliktu wywołuje w biznesie coraz większy sprzeciw. Dlaczego? Ponieważ ludzie zmieniają swoje postawy. Zmieniają też swoje potrzeby i ciągle uczą się czerpać korzyści ze wspólnych relacji. Biznes, który w historii wielokrotnie dyktował jednostronne warunki, dziś coraz częściej chce korzystać z wiedzy na temat zmian społecznych i ich kierunków oraz dostosowywać swoje modele do aktualnych potrzeb.
Czy inwestor zainwestuje swoje pieniądze w rynek bez przyszłości? Czy politycy chętnie głoszą hasła, z którymi nie zgadza się tak zwana większość, lub ich elektorat? Czy przez zupełny przypadek prawie 3 miliony Polaków wyjechało pracować poza granicami Polski? Czy to prawda, że Polki nie chcą rodzić dzieci? W każdej odpowiedzi na te pytań znajdzie się ważna przestrzeń dla demografii. Jej głos być może będzie decydujący, żeby wysunąć odpowiedni wniosek i dostosować zmiany do naszych potrzeb. Niestety…nie zawsze jest to tak oczywiste.
Demograficzna bomba, czyli emerytura
Demografię wykorzystał Bismarck, żeby stworzyć emerytalny system pokoleniowy. Za jego czasów system sprawdzał się. W dzisiejszych czasach, przy małej ilości dzieci i coraz dłużej żyjącym społeczeństwie, już nie. System się nie zmienił, pomimo, że w przeciętnej rodzinie nie rodzi się trójka lub czwórka dzieci, a jedna emerytura nie jest wypracowywana przez ośmiu lub siedmiu pracujących. Demografia od lat pokazuje, że po 2050 roku jeden pracujący Polak będzie utrzymywał jednego emeryta. Bankructwo systemu widać w słupkach i liczbach demografów. Niestety, nie zmienia to podejścia państwa. Dlatego, w tym przypadku, nie pozostaje nic innego jak zabezpieczyć swoje finanse już dziś, bez czekania na listonosza z chudą kopertą, gdy przekroczymy 67 rok życia.
System emerytalny jest zresztą bardzo dobrym modelem, na którym można zrozumieć, jak istotną rolę odgrywa demografia. Bazuje ona na publikacjach statystycznych, reprezentatywnych próbach statystycznych, z różnorodnych spisów ludności. Z perspektywy problemu emerytalnego interesujące są różnorodne współczynniki, które znamy dzięki demografom. A zatem: współczynnik urodzeń, współczynnik zgonów, współczynnik dzietności kobiet, współczynnik przyrostu naturalnego, saldo migracji oraz emigracji, czy oczekiwana długość życia. Poznanie tych danych to klucz do zrozumienia problemów z jakimi boryka się cały system emerytalny.
Spróbujmy je krótko omówić:
1) Współczynnik dzietności: 1,30 (Eurostat, 2014)
Co nam mówi ten współczynnik? Że przeciętna Polka przez całe swoje życie rodzi 1,3 dziecka. Zdecydowanie za mało, żeby obecny system emerytalny oparty na umowie pokoleniowej mógł funkcjonować wydajnie. Aby tak było, współczynnik musi zdecydowanie przekroczyć 2 punkty. Tak wysoki współczynnik (2,5) Polska zanotowała po raz ostatni w 1991 roku.
Kobiety – co nikogo już nie dziwi – później decydują się na posiadanie dzieci. Z jednej strony chcą mieć odpowiednie finansowe możliwości do utrzymania rodziny (dlatego zapewne częściej decydują się na macierzyństwo w krajach bogatszych), z drugiej chcą też realizować się zawodowo. Nastąpiło zatem wyraźne przesunięcie najwyższej płodności kobiet z grupy wieku 20-24 lata do grupy 25-29 lat oraz znaczny wzrost w grupie wieku 30-34 lata. Proces ten oznacza jednak mniejszą szansę na posiadanie większej ilości potomstwa.
2) Oczekiwana długość życia dla osób przechodzących na emeryturę w 67 roku życia (ZUS, 2014)
18,23 – tyle lat statystycznie żyje jeszcze kobieta po osiągnięciu 67 roku życia.
14,28 – tyle lat statystycznie żyje jeszcze mężczyzna po osiągnięciu 67 roku życia.
Dane mówią, że żyjemy coraz dłużej. W 1995 r. mężczyzna żył przeciętnie 67,5 roku, a kobieta 80 lat. To pięć lat mniej niż obecnie. Oczywiście, to dobra wiadomość i należy się z niej cieszyć. Ale na życie trzeba mieć pieniądze. Tymczasem ci, którzy powinni pracować na emerytury, sami wkrótce zaczną na nie przechodzić. W ten sposób powstanie deficyt emerytalny i poważne obciążenie kieszeni tych, którzy wciąż będą czynni zawodowo.
3) Emigracja młodych Polaków
Według szacunkowych danych, z Polski w ostatnim dziesięcioleciu wyjechało około 3 milionów młodych ludzi, których decyzja z jednej strony wpłynęła stymulująco na rodzimy rynek pracy, a z drugiej spowodowała dodatkowe zagrożenia dla wydajności powszechnego systemu ubezpieczeń.
Profesor Krystyna Iglicka-Okólska, należąca do grona najwybitniejszych polskich demografów, szacowała, że do 2012 roku Polskę czasowo opuściło ponad 2,1 miliona ludzi. Dane GUS wskazywały, że rok wcześniej za granicą przebywało ponad 1,5 mln osób. Oczywiście, nie wszyscy deklarowali wyjazd na stałe. Jednak deklaracje mogą przecież się zmieniać.
Gazeta Prawna informowała za GUS-em (2013), że w latach 2001 – 2013 kraj opuściło na stałe niemal 300 tysięcy Polaków. To więcej niż w każdej dekadzie po 1960 roku, nawet biorąc pod uwagę burzliwy okres po stanie wojennym.
Pytanie, czy te osoby kiedyś do Polski wrócą i przyczynią się do dalszego rozwoju kraju? Badania pokazują, że decydujące znaczenie dla ich wyjazdu miał czynnik ekonomiczny, a nie polityczny. Jednak nie jest to najprostsza odpowiedź. Psycholog dr Leszek Mellibruda wyraża opinię, że jednym z istotnych czynników, które decydowały o wyjeździe głównie młodych Polaków, był także „klimat do życia”, a więc jakość relacji społecznych i przestrzeń do samorealizacji. Ta ostatnia na Zachodzie stwarza z pewnością szersze możliwości i jest po prostu większa.
Narodowy Bank Polski opublikował badania, z których wynika, że ponad połowa Polaków mieszkających w Zjednoczonym Królestwie oraz Irlandii chce tam zostać na stałe. Dwa lata temu taką odpowiedź deklarował zaledwie co czwarty emigrant. Wzrasta też liczba Polaków, którzy kupują nieruchomości poza krajem, ponieważ widzą tam przyszłość. Dla siebie i rodziny.
Co gorsza, nic nie wskazuje na to, żeby emigracja ustała. Według raportu Work Service „Migracje zarobkowe Polaków”, w 2015 roku nasz kraj chce opuścić ponad milion – głównie młodych - osób.
78% chętnych za powód wyjazdu podało chęć zarabiania lepiej, wyższy standard życia (44%), większe perspektywy rozwoju zawodowego (37%), brak odpowiedniej pracy (37%), możliwość podróżowania i zwiedzania świata (35%) oraz lepszą służbę zdrowa (29%).
4) Spadek liczby ludności
Emigracja Polaków przyczynia się także do spadku liczby ludności w ogóle. Według GUS, 2014 rok był trzecim z kolei, w którym odnotowano spadek liczby ludności. Jak podaje komunikat „tempo ubytku ludności w 2014 r. wyniosło -0,03% co oznacza, że na każde 10 tysięcy mieszkańców Polski ubyły 3 osoby (w 2013 r. było to -0,1%, tj. ubyło – odpowiednio – 10 osób).” Co ciekawe, w 2014 roku Polska odnotowała jednak niewielki przyrost naturalny, a więc rodziło się nas więcej niż umierało.
Zaprezentowane w 4 punktach dane (nawet jeśli są cząstkowe) plus ciągle zmniejszająca się ilość osób w wieku produkcyjnym pokazują jak poważnym zagadnieniem jest system emerytalny i jego problemy.
W 2011 roku prof. Krystyna Iglicka – Okólska mówiła dla Radia Kolor, że obecna sytuacja demograficzna powinna być dla państwa „ostatnim dzwonkiem alarmowym” do podjęcia odpowiednich działań. Trzy lata później, w „Salonie politycznym Trójki” mówiła zaś „Naszym największym zagrożeniem jest zagrożenie demograficzne. O tym premier w ogóle nie mówi. To jest dla nas największe niebezpieczeństwo i na tym powinniśmy się skupić. Na największej fali emigracji, którą mamy od dziesięciu lat i na tym, że za chwilę Polacy nie będą mogli mieć swoich emerytur, bo ZUS będzie bankrutem.”
Z punktu widzenia przyszłych emerytów, dane demograficzne mówią nam „oszczędzaj samemu”. Polacy robią to zresztą coraz chętniej. Zainteresowanie różnymi formami oszczędzania rośnie. Oczywiście, pożądane są zwłaszcza te programy, które dają gwarancje wypłat [np. rekomendowany przez SII – Eventus DUO – przyp. red]. Po perturbacjach roku 2008, jest to jak najbardziej zrozumiałe.
Spadek liczby ludności, wysoka emigracja i słaby system emerytalny wymagają zdecydowanych działań. Niektóre środowiska eksperckie od lat dopominają się o uregulowanie kwestii polityki migracyjnej. Do Polski, która jest członkiem Unii Europejskiej i państwem dynamicznym, nie napływają obywatele innych państw. Polska wydaje się być zamknięta na „nowych”, co w świetle obecnych problemów demograficznych może wydawać się „strzałem w kolano”. Nawet tak istotne kwestie jak powrót do kraju Polaków ze Wschodu wciąż nie zostały odpowiednio rozwiązane (obywatelski projekt ustawy w tym zakresie został złożony w Sejmie w 2010 roku).
Myślenie elastyczne
Na temat systemu emerytalnego można – wspierając się demografią – powiedzieć znacznie więcej, ale ta nauka daje nam coś ekstra. Nakłania nas do myślenia w kategorii szans, do myślenia elastycznego.
Z punktu widzenia korzyści na czas emerytury, zaprezentowane wyżej dane potwierdzają, że system jest kulawy, niewydolny i raczej lepszy już nie będzie, a my nie będziemy cieszyli się wakacjami pod palmami. Ale dokładnie te same dane zwiastują już rozwój tak zwanej gospodarki senioralnej, zwanej czasem „srebrną gospodarką”. Każdy probiznesowo myślący człowiek, powinien zapalić lampkę pod tytułem „Yes! Nisza”. Warto zatem zainteresować się a może i zainwestować w to, co posiada wysoki potencjał nabywczy osób starszych, których będzie przecież przybywać. Czy będą powstawały wyspecjalizowane, nowoczesne domy opieki? Z pewnością tak, podobnie jak cały segment usług poprawiających jakość zdrowia, życia, pielęgnacji, fitness, indywidualnych podróży, czy rozrywki.
To jeden temat, a inne?
Biznes powinien też pomyśleć nad swoją lokalizacją. Demografia mówi nam na przykład, że niektóre polskie regiony i miasta mocno chłoną ludzi, a inne się wyludniają. Z opracowania „Depopulacja dużych miast w Polsce” (Uniwersytet Łódzki) wynika, że w ostatnich 20 latach najwięcej mieszkańców spośród dużych polskich miast straciły Łódź, Częstochowa, Wałbrzych, Katowice, Bytom, Sosnowiec, Ruda Śląska, Zabrze. Zyskały natomiast na przykład: Warszawa, Białystok i Rzeszów.
W Warszawie o przyjezdnych mówi się nieco żartobliwie „słoiki”, ale to właśnie słoiki albo „jar`y” miały i mają przecież wszystkie duże miasta świata. To naturalna tendencja, dzięki której powstają metropolie oferujące łatwiejsze, często bardziej dostatnie i bardziej urozmaicone życie.
Jednak metropolii jest mało, a tendencje raczej odwrotne. Wszystko wskazuje na to, że zurbanizowane tereny bezpośrednio okalające miasta będą zyskiwały na znaczeniu i rozwoju. To także może być cenna wskazówka dla inwestycji biznesowych. Tym bardziej, że przez kilka (lub nawet kilkanaście lat) branża deweloperska zarzucała nas „potrzebą kupna nowego mieszkania”. A od kilku miesięcy – i to właśnie w świetle danych demograficznych – mówi się coraz chętniej o tym, że miejski rynek mieszkaniowy czeka kryzys. Kto będzie kupował i w jakiej skali, skoro ludzi nam ubywa? Umierają lub emigrują.
Jeśli dane demograficzne uzupełni się badaniami socjologów i psychologów społecznych to okaże się, że jesteśmy w stanie przewidywać nadchodzące trendy w wielu dziedzinach życia. Będzie wśród nich również praca, rodzaje i formy zatrudnienia, czas pracy i wykonywania obowiązków, a co za tym idzie styl życia w czasie wolnym.
Pracujemy bardzo dużo
Eurostat podaje, że Polacy spędzają dziś w pracy prawie najwięcej czasu w całej Europie (prawie, bo „lepsi” w tej dziedzinie są Grecy), czyli ponad 42 godziny tygodniowo. Dużo, ale według OECD Polacy pracują mało efektywnie. W Europie Zachodniej, która pracuje o wiele bardziej efektywnie, eksperymentuje się natomiast z długością tygodnia i dnia pracy (Holandia, Szwecja). To są suche fakty na dziś. Za 20 lat Polak może być o wiele bardziej efektywny, a siedzenie za biurkiem w miejscu pracy może zamienić na własne biurko w domu. Również umowy, które dziś chętnie dzieli się na śmieciowe i nie-śmieciowe mogą kompletnie zmienić swój charakter i znaczenie. Wszystko zależy od prawa i regulacji, które będą obowiązywały za kilkadziesiąt lat. W 2014 roku, podczas sesji tematycznej „Jak będzie wyglądał rynek pracy i ekonomia społeczna za 5, 15 i 30 lat” (OSES 2014), Łukasz Piechowiak z Bankier.pl dość odważnie stwierdził, że w ciągu kilkunastu lat etat zniknie, a większość dzisiejszych pracowników będzie prowadziło własną małą działalność. „To my będziemy wybierać pracodawców” – mówił podczas panelu. Rację może mieć o tyle, o ile odpływ młodej siły roboczej będzie stale postępował, a Polska stanie się państwem bardziej przyjaznym samozatrudnieniu, czyli wówczas, gdy wprowadzi cały szereg przepisów ułatwiających funkcjonowanie małym podmiotom. Świadczenie usług będzie wtedy bardziej opłacalne – tak finansowo, jak i pod względem elastycznych godzin pracy.
Za kilkadziesiąt lat sytuacja na rynku pracy zmieni się również ze względu na automatyzację. Postęp technologiczny oraz starzejące się społeczeństwo wymuszą zmiany, które jednak przez pewien czas mogą iść ze sobą w parze. Starzejące się społeczeństwo, czyli pracownicy wychodzący z rynku pracy będą w części zastępowani zintegrowanymi systemami operacyjnymi. Już dziś technologia „redukuje” zatrudnienie w wielu zakładach na całym świecie i trudno oczekiwać, że w przyszłości będzie inaczej.
Edwin Bendyk z tygodnika „Polityka” mówił podczas wspomnianej wyżej sesji, że ważnym czynnikiem ewentualnych zmian może być wprowadzenie gwarantowanego dochodu obywatelskiego. Dzięki niemu, osoby niepracujące byłyby w stanie zajmować się „wytwarzaniem dóbr i świadczeniem usług, których rynek nie wycenia, ale które są potrzebne innym członkom społeczności” (rynekpracy.org 11.204).
Dziś jesteśmy świadkami operowania nazwami „umowa śmieciowa” i etat. Etat nie jest żadną gwarancją na utrzymanie pracy, ale daje złudne poczucie stabilności. Daje też więcej szans na uzyskanie w banku kredytu, co dla wielu ludzi jest dowodem na jego „wyższość”. Wydaje się, że umowy o dzieło, umowy zlecenie są „ułomne społecznie”, ponieważ nie spełniają wielu ważnych dla ludzi potrzeb. Pytanie tylko, czy kwestią czasu nie jest również kwestionowanie korzyści płynących z „etatu”: mało elastyczny czas pracy, nakłady pracy często niewspółmierne z dochodami, rutyna, odległe perspektywy awansu, powolny rozwój, środowisko stresujące etc. O tych tematach dopiero zaczyna się dyskutować.
Ograniczeniem biznesu jest bez wątpienia wyobraźnia. Mając jednak mocne podstawy w postaci danych demograficznych, obserwując i analizując trendy społeczne, mając do dyspozycji badania socjologiczne można lepiej i efektywniej zarządzać własnymi inwestycjami. Demografia może być pomocna tylko w rozumieniu otaczających nas zjawisk, ale może także wydatnie wpłynąć na nasze decyzje inwestycyjne (na giełdzie, na rynku nieruchomości, przy wyborze branży dla rozwoju własnego biznesu, przy wyborze odpowiedniego programu emerytalnego etc).
Roczniki wyżu demograficznego, czyli osoby z lat 70. i 80. już od dawna są aktywne na polskim (i niestety Zachodnim) rynku pracy. To pokolenie dobrze wykształcone, dynamiczne, pomysłowe, przedsiębiorcze, które jest najlepszą wizytówką kraju. Oby same potrafiły odpowiednio dobrze wykorzystywać szanse.
Artykuł ukazał się w ramach projektu:
Artykuł pochodzi z pisma dla inwestorów indywidualnych: